Geoblog.pl    Grancpol    Podróże    Indie 2015    Munnar - Thekkady - do rezerwatu tygrysów
Zwiń mapę
2015
23
gru

Munnar - Thekkady - do rezerwatu tygrysów

 
Indie
Indie, Thekkadi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8440 km
 
Najpierw śniadanko i ostatni rzut oka na piękną okolice. Pora się pakować i wyjeżdżać z gór.

Droga trochę nam się dłuży. Wyglądamy przez okna samochodu ale otaczają nas głównie plantacje bananów i ananasów, oraz ryżowe poletka. To keralska odmiana ryżu Basmati.

Od czasu do czasu droga robiła się górska wjeżdżając w gęsty las.

Wreszcie po kilku godzinach jazdy pierwszy przystanek na zwiedzanie. Zatrzymujemy się w ogrodzie botanicznym Hindustan Spices & Herbals. Tym razem wszyscy udajemy się na zwiedzanie. Po raz pierwszy mamy okazje zobaczyć jak w naturalnym środowisku rośnie pieprz, kardamon, kakao, wanilia i wiele innych – znanych mi oraz tych, o których słyszę po raz pierwszy – roślin.

Po zwiedzeniu ogrodu dziewczyny udały się do sklepiku na zakupy przypraw i innych roślinnych medykamentów. Niby na metabolizm i wszelkie dolegliwości zdrowotne, ale kto je tam wie jakie wiedźmie proszki pokupowały. Ja w tym czasie wdałem się w pogawędkę z kierowcą autobusu z pielgrzymami, którzy zatrzymali się na przerwę na lunch. Zaczął pokazywać mi swoje tatuaże na rękach. A miał tam wytatuowane różne bóstwa (!): Garudę, Siwę, Ganesę, Wisznu, i pewnie paru innych. Tak to poznałem w zarysie mitologię hinduistyczną :-).

Po wizycie w ogrodzie docieramy do naszej kolejnej bazy na dwa dni czyli hotelu Karar Garden w Thekkady. Odpoczywamy po męczącej podróży bujając się w hamakach w ogrodzie i przyglądamy się otaczającej nas roślinności.

Koniec odpoczynku. Trzeba się zbierać bo na 15.30 mam zarezerwowane bilety na rejs stateczkiem po wodach jeziora Peryiar w rezerwacie o tej samej nazwie. Jezioro jest sztuczne, a powstało po wybudowaniu w 1895 roku zapory grawitacyjnej Mullaperiyar i spiętrzeniu wód dwóch rzek: Periyar i Pamba. Na terenie rezerwatu żyje na wolności wiele zwierząt, m.in.: bizony indyjskie (zwane gaur), dzikie koty, słonie, jelenie (sambar), niedźwiedzie, latające wiewiórki oraz tygrysy. Żyje ich tam według różnych źródeł od 24 do 40 osobników. Występuje też mnóstwo ptactwa (około 266 gatunków). A z przyjemniaczków pełzających po ziemi warto wymienić kobrę królewską, grzechotnika malabarskiego i węża koralowego.

Chcąc zwiększyć nasze szanse na zobaczenie jakiś zwierzaków wykupiłem bilety na dwa półtoragodzinne rejsy. Jeden na dzisiejsze popołudnie, a drugi za dwa dni na siódmą rano. Wyczytałem, że o tej porze zwierzęta schodzą do wodopoju (jezioro). Bilety w cenie 225 INR (około 12 złotych) za osobę za rejs rezerwowałem jeszcze w Anglii na tej stronie – Periyar Tiger Conservation Foundation. Ponieważ zarówno strona jak i proces płatności działały bardzo dziwnie, nie do końca byłem pewien czy to dobra inwestycja (o czym za chwilę). Postanowiłem jednak zaryzykować te 50 zł (2 osoby x 2 rejsy).

Z hotelu do bramki wjazdowej na teren rezerwatu nie było daleko. Po załatwieniu formalności – zgoda na wjazd do parku była wliczona w cenę biletów i po okazaniu potwierdzenia rezerwacji przejeżdżamy około dwóch kilometrów dalej na parking. Tu zostawiamy Jayana i szybkim krokiem kierujemy się w kierunku przystani, z której odpływają stateczki. A tu armagedon. Wszędzie tłumy ludzi i długa kolejka wijąca się do małego budyneczku. Wszyscy ci ludzie próbują kupić bilety na rejs. Teraz już wiem, że rezerwując bilety online podjąłem właściwą decyzję. Dzierżąc w dłoni potwierdzenie rezerwacji udaje mi się ominąć kolejkę i zostaję skierowany do wnętrza budynku po odbiór biletów. Tu chaos jeszcze większy – wszyscy przepychają się aby dostać się do dwóch czynnych okienek. Przypomniały mi się dawne czasy kiedy aby dostać się do autobusu lub pociągu trzeba było używać niekonwencjonalnych metod (łokcie, nogi, kuksańce, popychańce, zęby… ups… chyba trochę przesadziłem :-)). W tłumie przeważają Hindusi, jestem chyba jedynym europejskim turystą. Więc na ich niecne metody pomny doświadczeniom z przeszłości nie daję się wypchnąć, a próbujących zabijam moim bazyliszkowatym wzrokiem. W końcu docieram do okienka i udaje mi się dostać nasze bilety – niestety tylko na dzień dzisiejszy. Pojutrze czeka mnie „powtórka z rozrywki”. Jeszcze tylko dopłata za aparat fotograficzny, który dyndał na mojej szyi i możemy się okrętować.

Bujamy się więc po wodach jeziora i próbujemy w gęstwinie krzaków wypatrzyć główny cel naszego rejsu – zwierzęta. A te albo się dobrze maskują (jak słynny słoń w jarzębinie, napisz w komentarzu jeśli nie znasz tego dowcipu suchara), albo potrzebny jest teleobiektyw wielkości teleskopu Hubble’a. Dobrze, że ptaków w brud to coś tam można było sfotografować. A potem z nudów w czasie tego półtoragodzinnego rejsu co się napatoczyło pod obiektyw.

W drodze powrotnej z przystani na parking odkrywamy coś na co poprzednio nie zwróciliśmy uwagi, pewnie dlatego, że bardzo się spieszyliśmy żeby zdarzyć na rejs. Przy drodze kręci się całe stado małych małpek próbujących ukraść lub wyżebrać coś do jedzenia. Nie gardzą także resztkami, które co niektórzy pomimo zakazu wyrzucają gdzie popadnie. Rekompensujemy sobie wiec nasze niepowodzenie z jeziorowego foto safari i robimy naszym modelom parę zdjęć. W drodze powrotnej do hotelu zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w biurze Rezerwatu i wykupujemy wycieczkę po dżungli z przewodnikiem na następny dzień.

Wiecej na mojej stronie - grancworld.co.uk
Instagram - #grancworld

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Grancpol
Marek Grancowski
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 13 wpisów13 0 komentarzy0 200 zdjęć200 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.03.2019 - 25.03.2019
 
 
18.12.2015 - 27.12.2015