Geoblog.pl    Grancpol    Podróże    Indie 2015    Kumarakom - Alappuzha - łodzią po rozlewiskach Kerali
Zwiń mapę
2015
26
gru

Kumarakom - Alappuzha - łodzią po rozlewiskach Kerali

 
Indie
Indie, Alappuzha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8541 km
 
Sobota 26. Grudnia:

Po nieprzespanej nocy, biorę całą garść leków, zjadam lekkie śniadanko i próbuję nadrobić zaległości z wczorajszego wieczoru fotografując okolice hotelu.

Czuję się trochę lepiej więc pora się pakować. Dojeżdżamy do przeprawy promowej i tu dość długie oczekiwanie na prom umilamy sobie spacerując wzdłuż drogi i obserwując ludzi i okolice.

W końcu przypływa nasz prom. Wchodzimy przepuszczając najpierw wszystkie pojazdy. Przeprawa na drugą stronę jeziora nie trwa długo – około 30 minut wliczając w to załadunek i wyładunek ludzi i pojazdów.

Po wylądowaniu po drugiej stronie jeziora, wsiadamy do samochodu i ruszamy w kierunku Aleppy. Ale po drodze czekała nas mała niespodzianka. Zatrzymujemy się na chwilę u rodziny Jayna. Poznajemy jego mamę i brata. Oglądamy ogród, dom, zaglądamy do garnków w kuchni ;-), i po pamiątkowych zdjęciach i wymianie uprzejmości ruszamy dalej.

Po tym krótkim postoju już bez żadnych przeszkód dojeżdżamy do Alappuzha. Tu żegnamy się na 24 godziny z Jayanem i przesiadamy z samochodu na łódź. A właściwie pływający po wodzie domek (Houseboat). Na dziobie zaraz za miejscem dla sternika znajdowała się przestrzeń jadalno-wypoczynkowa. Można było siedzieć lub leżeć na ławach i podziwiać okolice.

W części środkowej znajdowały się dwie dwuosobowe sypialnie z łazienkami, a na rufie kuchnia. Cała łódź była do naszej dyspozycji. Oprócz naszej czwórki załoga składała się z trzech osób: sternika, kucharza i stewarda. W cenę 24-godzinnego rejsu wliczone były trzy posiłki: lunch, posiłek wieczorny i śniadanie. A także woda, kawa, herbata i owoce. Oprócz tego mogliśmy kupić od załogi piwo.

Wypływamy najpierw na Jezioro Vembanad i każdy oddaje się błogiemu lenistwu. Jedni odpoczywają lub czytają książki, a ja lustruję okolice i szukam obiektów do zdjęć. Pływające po jeziorze houseboaty…

… i otaczającą nas przyrodę…

…Potem wpływamy na rozlewiska keralskie tzw backwaters. To system wodny składający się z połączonych jezior, rzek i kanałów. Tu robi się jeszcze ciekawiej. Wszędzie dookoła tętni normalne życie, i to zarówno na wodzie jak i na lądzie. Po wodzie pływają oprócz stateczków turystycznych, różnego rodzaju łódki i łódeczki, przewożące miejscowych bądź towary.

A na lądzie ludzie czekają na przystankach na wodny autobus, kobiety spotykają się na pogaduszki, piorą ciuchy, dorośli i dzieci kąpią się bądź myją, inni po prostu siedzą na brzegu wypoczywając i obserwując przepływające łodzie. Wszystko to przesuwa się w powolnym rytmie przed moimi oczyma jak jakiś przyrodniczy film w ileś tam D, bo do tych kolorowych obrazków należy dodać coś czego nie oddadzą zdjęcia: dźwięki (szmer przepływającej za burtami wody, gwar rozmów, śmiech, łopot ptasich skrzydeł), zapachy i jeszcze ta sielsko-anielska atmosfera rozleniwienia. Migawka mojego aparatu pracuje jak szalona.

Gdy dzień pomału chylił się ku końcowi dobiliśmy na chwilę do brzegu. Nasza załoga dokupiła prowiantów na wieczorny posiłek, natomiast wzrok dziewczyn przykuł taki jeden mały, niepozorny budyneczek.

No tak, na taki widok nasze panie ponownie dostały boleści wszelakich i zapragnęły kolejnego masażu. A że napis głosił: „For Ladies & Gents” (Dla Pań i Panów), Justyna postanowiła zrobić mi prezent świąteczny i w ten sposób wylądowałem na kozetce. Przez prawie pół godziny jakiś gość wykręcał mi kończyny na wszystkie strony i okładał niemiłosiernie. Wow – to faktycznie działało :-), bo jeśli przedtem cokolwiek mnie bolało to kompletnie o tym zapomniałem. Teraz czułem każdy mięsień, staw i kostkę. Ledwo miałem siłę aby zwlec się z tej leżanki i „doczołgać” z powrotem na łajbę. Przez następny dzień czułem się jak staruszek odczuwając ból przy każdym ruchu. A na dodatek trzeba było jeszcze za to zapłacić, że ktoś mnie sponiewierał. Po fakcie dowiedziałem się, ze Justyna chcąc sprawić mi większą niespodziankę, zamówiła „twardy masaż” (!).

Wypływamy ponownie na jezioro aby podziwiać przepiękny zachód słońca. Ruch na jeziorze słabnie, łodzie szukają miejsca do zacumowania. My też parkujemy u kogoś w łazience – dlaczego w łazience, o tym w następnym wpisie. Siedzimy na dziobowym pokładzie, jemy wieczorny posiłek świeżo przygotowany przez naszego kucharza i obserwujemy jak okolica układa się do snu. Atmosfera robi się jeszcze bardziej magiczna wraz z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Robi się coraz ciszej – tylko woda pluska za burtą. Pora spać.

Więcej na mojej stronie - www.grancworld.co.uk
oraz zdjęcia na www.instagram.com/grancworld
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (21)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Grancpol
Marek Grancowski
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 13 wpisów13 0 komentarzy0 200 zdjęć200 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.03.2019 - 25.03.2019
 
 
18.12.2015 - 27.12.2015