Geoblog.pl    Grancpol    Podróże    Indie 2015    Lot Londyn - Abu Dhabi
Zwiń mapę
2015
18
gru

Lot Londyn - Abu Dhabi

 
Zjednoczone Emiraty Arabskie
Zjednoczone Emiraty Arabskie, Abu Dhabi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5471 km
 
Cena dojazdu z lotniska do centrum miasta (35 km.):
- Taksowka ok. 80 AED
- autobusem miejskim (przystanek przed hala odlotow) linia A1 - 5 AED za osobe. Autobusy odjezdzaja srednio co godzine.

Abu Dhabi godzina pierwsza w nocy. Samolot do Koczin mamy dopiero o dziesiątej rano, a ponieważ nie musimy się martwić o nasz bagaż, który zostanie transferowany na następny lot, zgodnie z wcześniejszym planem postanawiamy wyjść poza teren lotniska i zobaczyć miasto. Zadanie numer 1 – znaleźć stanowisko odprawy paszportowej gdzie moglibyśmy uzyskać wizy. Najpierw trafiamy na stanowisko kontroli lotów tranzytowych. Nie tędy droga – jeśli przekroczymy bramki nie będzie już odwrotu. Postanowiliśmy więc skorzystać z pomocy informacji lotniskowej. Tutaj pani stwierdziła, że nie rozumie dlaczego przesunięto nasz lot o dwie godziny (oryginalnie mieliśmy lecieć o ósmej rano) i postanawia nam pomóc. Znika na dobre pięć minut z naszymi biletami. Niestety po powrocie stwierdza, że nic się nie da zrobić. Na szczęście po wyjaśnieniu jak chcemy zagospodarować te 9 godzin oczekiwania kieruje nas do odprawy paszportowej. Tu po krótkiej pogawędce z panami ubranymi w nienagannej czystości białe prześcieradła przepasane sznurkiem i używającymi jako nakrycia na głowę białego ręcznika podtrzymywanego przez gumkę od weków, otrzymujemy nasze wizy. Bramy do skarbca Abu Dhabi zostają przed nami otwarte wychodzimy więc z budynku lotniska.

Jest środek nocy, ciemno ale przynajmniej ciepło (około 22 stopni), a my stoimy przed budynkiem – hmm… i co dalej? Fabi pyta się o drogę przypadkowych Arabów. Dziwnie się na nas patrzą i każdy pokazuje w innym kierunku próbując coś nam przekazać łamaną angielszczyzna choć bardziej brzmi to jak narzecze Beduinów. Rozglądamy się po okolicy i zauważamy drogowskaz „ABU DHABI” – no to w drogę. Wędrujemy chodnikiem obok głównej drogi. Mijają nas nieliczne samochody, z których większość to chyba taksówki próbujące dźwiękami klaksonów zachęcić nas do skorzystania z ich oferty podwózki. Dziwne – kiedy przeglądałem Google Maps wydawało mi się, że gdzieś niedaleko lotniska powinno być morze. Morza jednak ani nie widać (może za ciemno) ani nie słychać, śmierdzi za to jak z kanałów ściekowych. Chociaż nigdy nie byłem wiec tylko przypuszczam, że tak śmierdzą kanały. Nie ważne – w każdym razie nieźle wali. Po pół-godzinnym spacerze i podziwianiu przydrożnych palm dochodzimy do ronda. Za nim zaczyna się autostrada. Ślepy zaułek – nikt z nas nie chce ryzykować marszu poboczem autostrady w nocy. Decydujemy się wiec na powrót na lotnisko.

Powrotny spacer zajął nam kolejne 30 minut i znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Co dalej? Postanowiłem odwiedzić punkt informacji turystycznej na lotnisku i tam zasięgnąć języka jak dotrzeć do centrum miasta. Bardzo sympatyczna pani wybiła mi z głowy pieszą wędrówkę – okazało się, że do miasta jest około 35 km Doradziła, że możemy się tam dostać autobusem (5 dirharmów/AED za bilet w jedną stronę) lub taksówką (80 AED). Zdziwiła się też czego zamierzamy szukać w mieście po nocy ale na odchodne dała mi plan miasta. Po krótkiej naradzie ustalamy plan – jedziemy do centrum miasta autobusem, robimy krótki godzinny spacer po okolicy, łapiemy na dworcu autobusowym transport powrotny i wracamy na lotnisko na odprawę. Najpierw potrzebujemy dirhamy żeby kupić bilety. Próbuję wybrać z bankomatu najmniejszy nominał – okazuje się, że to banknot 100 AED. Nic to, resztę z biletów wydam później na zakup napoi albo papierosów. Kasę mamy, teraz na przystanek i czekamy na autobus. Po długim oczekiwaniu wreszcie przyjeżdża. Przepuszczam wszystkich i wchodzimy jako ostatni. Proszę o cztery bilety do centrum i wręczam kierowcy bohatersko zdobyty banknot 100 dirhamów. Zamiast biletów kierowca informuje mnie, że nie ma mi jak wydać reszty (80 AED) i muszę iść i rozmienić. No cóż, upewniam się czy na nas poczeka i niczym Usain Bolt pędzę z powrotem do budynku lotniska. Kiedy wracam ściskając w reku pęk drobnych banknotów na zewnątrz zastaję … tylko moich towarzyszy podróży. Po autobusie nie pozostał nawet zapach spalin. Czekamy więc na następny.

Jest godzina 4 rano. To już trzy godziny stracone na próbę dostania się do miasta. Pomału zaczyna dopadać nas zmęczenie. W dodatku jesteśmy ciągle nagabywani przez miejscowych taksówkarzy, którzy proponują nam podwózkę. Kiedy wymieniam cenę za jaką się możemy zgodzić, odchodzą mamrocząc (chyba przekleństwa bo kto by tam zrozumiał po beduińsku pod nosem. Kiedy już nikt prawie nie ma ochoty na spacery po mieście, po bardzo dłuuuuuuuuuuuuuuugim oczekiwaniu na autobus ten w końcu nadjeżdża. Tym razem bez problemów udaje się kupić cztery bilety. Zajmujemy wiec miejsca i jedziemy. Okazuje się, że dwa pierwsze rzędy są zarezerwowane tylko dla kobiet.

Jedziemy więc tym autobusem i próbujemy wypatrzeć coś za oknem. Na razie nieprzeniknione ciemności. Może będzie lepiej kiedy wjedziemy do miasta. Niestety jest niewiele lepiej – ciemne albo słabo oświetlone ulice. Śledząc trasę naszego przejazdu na planiku otrzymanym z Informacji Turystycznej orientuje się, że mijamy stadion Zayed Sports City. Wyglądam za okno – ciemność widzę, ciemność.

Po kilkunastu minutach dalszej jazdy kierowca daje nam znać, że dojechaliśmy do celu – Dworzec Autobusowy (Bus Station). Rzut okiem za okno – ciemno, ulica, a przy niej parę brzydkich kilkupiętrowych budynków wyglądających jak grzyby (o wąskiej podstawie i rozszerzających się na wyższych pietrach), w oddali widać parę ciemnych drapaczy chmur. Patrzę po twarzach naszej ekipy i szybko podejmuję decyzję – macham ręką kierowcy, że jedziemy dalej.

Sytuacja powtarza się po kilkunastu minutach. Centrum miasta – rzut oka za okno, machniecie ręką i jedziemy dalej. Pomału z autobusu na kolejnych przystankach wysiadają inni pasażerowie, aż w końcu zostajemy sami. Tak dojeżdżamy do przystanku końcowego. Robimy szybka naradę i stwierdzamy, że na długie spacery po mieście za bardzo nie mamy czasu, a po drodze nie zauważyliśmy niczego, czemu chcielibyśmy przyjrzeć się z bliska. Wracamy wiec z powrotem na lotnisko. Kupuje bilety powrotne i pytam się kierowcy jak długo stoi na tej końcowej pętli. Okazuje się, że 45 minut. Pozwala nam zostać w autobusie – gdyby odjechał bez nas byłoby nieciekawie. Korzystam z okazji tego długiego postoju żeby rozejrzeć się po okolicy. Nic ciekawego – mały meczet i ulica z paroma budynkami.

Przymusowy postój na pętli dobiegł końca, wracamy na lotnisko. Kiedy wyjeżdżamy z miasta zaczyna wschodzić słońce i powoli zaczyna robić się jasno. Abu Dhabi zaczyna odsłaniać swoje skrywane dotąd w mroku perełki. Chyba nam na złość – nie mamy już czasu (ani sił) na żadne zwiedzanie. W pewnym momencie za oknem autobusu ukazuje się piękny budynek meczetu Sheikh Zayed Grand Mosque – największego meczetu w Zjednoczonych Emiratach.

Wróciliśmy na lotnisko. Podsumowując – Abu Dhabi mnie mocno rozczarowało. Spodziewałem się blichtru, ociekających złotem bogactw Emiratów, wspaniałej architektury będącej fuzją nowoczesności i tradycji – nie widziałem praktycznie nic. Pewnie to wszystko istnieje ale niestety nocna pora i tych parę wolnych godzin to za mało. Tak to jest kiedy człowiek podróżuje w biegu. Myślę, ze chciałbym tu kiedyś jeszcze wrócić na trochę dłużej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Grancpol
Marek Grancowski
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 13 wpisów13 0 komentarzy0 200 zdjęć200 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.03.2019 - 25.03.2019
 
 
18.12.2015 - 27.12.2015